Źródło:
http://www.anarchista.org/node/295
Żyjemy fragmentami. Jesteś kim innym w biurze, kim innym w domu.
Mówisz o demokracji, a w głębi serca jesteś autokratą. Mówisz o miłości
bliźniego, a zabijasz go konkurencją. Każda nasza część działa i
spostrzega niezależnie od drugiej. Czy jesteśmy świadomi tej
fragmentaryczności w swym życiu? Społeczeństwo jest w pewnym stopniu
chore, niezwykle dalekie od prawdy i przepełnione nieuświadomioną
hipokryzją. Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za każdą wojnę, gdyż
sami jesteśmy agresywni, egoistyczni, przepojeni szowinizmem,
ideologiami i uprzedzeniami.
"Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym
do głęboko chorego społeczeństwa."
- Jiddu Krishnamurti

"Jiddu
Krishnamurti jest jedną z bardziej unikatowych i kontrowersyjnych
postaci XX wieku" - tak sformułowane zdanie pozostawia olbrzymi
niedosyt. Powstaje jednak pytanie, czy można tę pracę rozpocząć od
zdania innego. Czytelnik z pewnością poczułby się pewniej, gdyby bohater
tego tekstu już na samym początku został określony mianem filozofa,
nauczyciela, mędrca, guru, mistyka lub przynajmniej myśliciela. Wtedy
wiedziałby z kim ma do czynienia i zapewniłoby mu to komfort polegający
na tym, że będzie wiedział czego mniej więcej ma się spodziewać. Problem
tkwi w tym, że sam Krishnamurti, nie wiedział kim jest i nigdy tego w
sposób jednoznaczny nie określił. Z wielką żarliwością natomiast walczył
z przyklejaniem mu etykietek, które zostały wymienione powyżej.
Należałoby więc zadać pytanie zastępcze: „co robił i z czego zasłynął
Krishnamurti?". I w tym przypadku niemożliwe jest udzielenie prostej i
satysfakcjonującej odpowiedzi. Z pewnością jeździł po świecie, aby
wygłaszać mowy do zgromadzonych ludzi oraz rozmawiał z nimi
indywidualnie. Ryzykowne byłoby użycie stwierdzenia „nauczał", gdyż
wielokrotnie twierdził, że ani on, ani żaden inny człowiek nie jest w
stanie nauczyć innych czegoś wartościowego. Uważał, że człowiek może się
uczyć jedynie od samego siebie, a on jest tylko kimś, kto ten proces w
pewnym stopniu pobudza. Mówił: „Moje słowa są tylko zwierciadłem, w
którym macie oglądać siebie samych" mimo że nie stworzył żadnego
systemu mistycznego nie mówiąc już o jakiejkolwiek instytucji czy
zakonie, udało mu się odmienić życie dużej ilości osób, którzy po
wysłuchaniu jego wykładów przechodzili wewnętrzną rewolucję. Oczywiście
konsekwencją tego był fakt pojawienia się osób, które zaczęły uważać go
za swojego guru. Krishnamurti nigdy jednak nie godził się na to, by go w
ten sposób postrzegano. Świetnie świadczy o tym sytuacja, którą
przywołuje w jednej ze swej książek: po jednym z wykładów, podeszła do
niego osoba, która stwierdziła, że jego nauczanie odmieniło jego życie i
uważa go za swojego guru, na co on odpowiedział - „Patrzenie jest
pańskim guru"
W swoich wykładach dotykał najważniejszych, ludzkich problemów, takich
jak nienawiść, konflikt, miłość, świadomość, duchowość i religia. W
zasadzie, dla większej precyzji, nie tyle „dotykał", co prowokował ludzi
do głębokiego wglądu właśnie w te zagadnienia i sądząc po wielu
reakcjach, oraz tym, jaką popularnością cieszą się jego książki (będące w
większości zapisami tychże wykładów) czynił to niezwykle skutecznie. Z
drugiej strony - swymi mowami, głównie ze względu na dogłębną krytykę
wszelkich instytucjonalnych, aczkolwiek niezwykle mocno usankcjonowanych
kulturowo podziałów, zniechęcił do siebie pokaźną liczbę osób, więc
trudno uznać je za „atrakcyjne" w sensie „łechcące gusta większości". W
książce pt. „Współcześni mistycy i mędrcy" autorstwa Anne Bancroft
został nazwany „samotnym wyzwolicielem" i chyba właśnie mniej więcej
takie o nim wyobrażenie funkcjonuje w świadomości większości ludzi,
którzy się zetknęli z jego „nauczaniem". W tytule niniejszej pracy
określiłem go jednak mianem „anarchisty duchowości". Anarchia bowiem
kojarzy się z obalaniem tego co stare, ze swego rodzaju rewolucją, z
ciosem wymierzonym w pewną zastaną hierarchię, a także z
uniezależnieniem się od tradycyjnych systemów. To są dużo bardziej
wyraziste cechy rozpoznawcze Krishnamurtiego, aniżeli wątpliwe pełnienie
roli „wyzwalającego", których przecież było tysiące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz